Wspomnienia Lucjana Grabowskiego o lipcu 1943 roku

 


Po rozbiciu (15 czerwca 1943) posterunku żandarmerii w Zawadach i Kobylinie, mężczyźni nie spali w domach...  

W pierwszych dniach lipca, do lasu na Łysej Górze, żandarmi przypędzili mężczyzn ze Strękowej Góry i kazali im wykopać dół, "z przeznaczeniem na zbiornik z benzyną". Mijał trzeci tydzień od napadu partyzantów na posterunek w Zawadach i ludzie doszli do wniosku, że Niemcy poniechali odwetu, więc życie zaczęło wracać do normy. 

Nocą z 12 na 13 lipca, trzy tyraliery niemieckie opasały wieś. Tej nocy był w Zawadach patrol AK-NOW z "Kmicicem" na czele. Stróżujący Stefan Wilczewski, pierwszy zauważył Niemców i ostrzegł "Kmicica", który niezauważony przez Niemców, wycofał swój patrol z Zawad. Wilczewski zaczął budzić sąsiadów, żeby uciekali. Wielu rzuciło się do ucieczki. Posypały się strzały. Niemcy zabili Stanisława Ferenca i zranili kilka innych osób. Stefana Wilczewskiego złapali i śmiertelnie pobili (długo umierał w polu). Zastrzelili też Szymona Bartnickiego, podczas próby ucieczki.

Rano Niemcy spędzili całą ludność Zawad na szosę, gdzie stały już samochody. Gestapowiec przeczytał z listy 28 nazwisk i kazał tym ludziom przejść na prawo. Trzech wyczytanych nie było, wzięli dwudziestu pięciu. Wpędzono ich do specjalnego samochodu, zwanego "Czarnym Krukiem". Zatrzaśnięto stalowe drzwi. Samochód w asyście innych ruszył. Zatrzymał się w lesie na Łysej Górze. Otworzono drzwi samochodu - komory gazowej. Buchnął kłąb spalin. Wielu już nie żyło, ale do jeszcze żyjących, oprawcy strzelali i wszystkich zabitych wrzucili do dołu...

 


 Cześć ich pamięci.

 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz